
"Otrzymałem pytanie w Wigilię około godziny 14, czy jesteśmy w stanie polecieć do Dover i pomóc.
Powiedziałem, że potrzebuję 10 minut. A po 10 minutach powiedziałem, że to zrobimy.
Na początku się zgłosiło 20 osób, a finalnie na lotnisku było 37 osób"
- wspomina w rozmowie z PAP dr Artur Zaczyński.
Wskazał, że po dotarciu na miejsce polscy ratownicy w Dover zastali "totalny chaos".
"Dużo służb, dużo wojska i olbrzymie napięcie wśród kierowców"
- powiedział.
Dodał, że pracę zaczęli o północy. Na początku medycy podzielili się na dwuosobowe zespoły i w porozumieniu z wojskiem szli i po kolei testowali ludzi w ciężarówkach i samochodach.
"Ci, których testowaliśmy, bardzo nam pomagali. Wysiadali w maskach, dawali sobie zrobić wymazy.
Dostawali płytki z wymazem i czekali na żołnierzy, którzy sprawdzali, czy wynik po 15 minutach jest dodatni czy ujemny.
Następnie wojsko wystawiało im certyfikat"
- opowiadał.
Dr Zaczyński wyjawił, że w trakcie akcji zużyto ponad 1,2 tys. testów.
"Ale to nie było 1,2 tys. ciężarówek. Bo zdarzało się, że w ciężarówce były dwie osoby. Sprawdzaliśmy też vany wieloosobowe, w których jechało kilkanaście osób oraz całe rodziny, które jechały z przyczepami"
- podkreślił.
Tak wyglądało przeprowadzanie testów w nocy z 24/25.12. Medycy wracają już do kraju. pic.twitter.com/4hJQOTh1Wo
— CSK MSWiA (@CSK_MSWiA) December 25, 2020
"Wśród osób, które sprawdziliśmy, byli m.in. Ukraińcy, Białorusini, Litwini, Łotysze, Bułgarzy. Nie tylko Polacy.
Nie można było rozgraniczyć i podchodzić tylko do Polaków, to nie byłoby ludzkie"
- powiedział doktor, dodając, że jedynie w przypadku ok. 20 osób testy wykazały obecność koronawirusa.
"Wielu z nich zdąży na święta obrządku wschodniego" - dodał dr Zaczyński.
"Sprawdzaliśmy ciężarówkę za ciężarówką. Samochody stały w około 2-kilometrowym sznurze.
Jedni mieli już wykonane testy. Inni mieli testy i certyfikaty. Jednak większość ich nie nie miała.
Po ośmiu godzinach zakończyliśmy robienie wymazów i zastał nas piękny widok. Plac był pusty"
- dodał.
Zator przy przeprawie przez kanał La Manche to efekt niedzielnej decyzji Francji, która z powodu rozprzestrzeniającej się w Anglii nowej odmiany koronawirusa zamknęła na 48 godzin granicę dla przyjazdów z Wielkiej Brytanii.
Restrykcje dotyczyły nie tylko ruchu pasażerskiego, ale też transportu towarów.
W środę granica została otwarta, ale tylko dla osób z negatywnym wynikiem testu na obecność koronawirusa.