
Komik stara się zobaczyć plusy w obecnej sytuacji, chociaż przyznaje, że nie jest to łatwe.
Zakaz wydarzeń kulturalnych spowodował, że tryb jego życia bardzo się zmienił.
Przed pandemią był dużo bardziej aktywny zawodowo.
Obecnie głównie odpoczywa z dala od miasta.
– Obecny czas jest dla mnie ukoronowaniem statusu emeryta. Przed pandemią nie chciałem wierzyć w to, że jestem już emerytem, bo ludzie zapraszali mnie jeszcze na koncerty. Teraz telefon umilkł, a ja powoli przyzwyczajam się do nowej roli. Pamiętam siebie w wieku 30, 40 czy nawet 50 lat. Wtedy budziłem się rano i już miałem w głowie następne siedem–osiem zajęć. Dzisiaj się budzę i myślę: jaki tutaj serial obejrzeć. Cała historia naszego kraju jest pisana pode mnie. Nie powiem, żeby mi było dobrze w trakcie pandemii, ale i tak w lesie czuję się lepiej niż gdzieś na Ursynowie
– mówi Tadeusz Drozda.
Satyryk wspomina swój ostatni wyjazd za granicę.
Zaznacza, że było to już w trakcie pandemii.
Atmosfera w czasie wakacji była jednak bardzo radosna.
Turyści mogli korzystać z wielu atrakcji, między innymi z restauracji, którą oferował hotel.
W Polsce nadal jest to niemożliwe.
Tadeusz Drozda przyznaje, że nie rozumie, dlaczego tego typu restrykcje wciąż są podtrzymywane przez rząd.
– Leciałem niedawno na południe Europy. Pomyślałem, że jeśli ktoś chce pójść do restauracji, powinien wykupić lot do Turcji na tydzień. Wsiada się do samolotu, tam jest 200 osób i wszyscy siedzą blisko siebie. Następnie jedzie się do hotelu. Tam są śniadania, obiady, kolacje – wszystko normalnie w restauracji. Nie słyszałem, żeby ktoś wspominał o jakimś ognisku pandemii. Natomiast w Polsce, jeśli nawet ktoś wykupi pobyt w hotelu, nie może skorzystać z tamtejszej restauracji w pełni. Człowiek mieszka w pięciogwiazdkowym hotelu i kelner przynosi mu jedzenie, a on siedzi na łóżku i je, głupota
– uważa satyryk.
Zdaniem Tadeusza Drozdy brak logiki w nakładaniu i znoszeniu obostrzeń można zauważyć nie tylko w Polsce, lecz również poza nią.
W innych krajach niekonsekwencja jest równie widoczna.
– Nie wiem, czemu nie zamknęli bałtyckich plaży. Teraz nikt tam nie chodzi, to można byłoby je zamknąć, żeby było widać, że coś się zamyka. W tym działaniu nie ma żadnej konsekwencji. Gdyby tak było tylko u nas, tobym to wykpiwał, ale widzę, że wszędzie jest podobnie. W Czechach godzina policyjna, we Francji tak samo. To ja wolę być u nas, w tym naszym bałaganie
– dodaje.