Naczelny epidemiolog Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, prof. Jarosław Drobnik, ocenił, że wzrost liczby zgonów wśród chorych na COVID-19 nie jest zaskakujący.
"To jest przykre, ale nie jest zaskakujące, że wzrosła liczba zgonów chorych na COVID-19. Płacimy cenę za podejście do tej choroby. Wciąż nie mamy sensownego systemu testowania.
A osoby, które mają jakieś nietypowe dla COVID-19 objawy chorobowe, opóźniają wykonanie testu lub kontakt z lekarzem.
Traktują to jak zwykle przeziębienie, albo rozumują, że jeśli to nawet COVID, to przecież nic ze mną się nie dzieje"
- powiedział lekarz.
Zdaniem eksperta, właśnie z powodu takiej postawy COVID-19 doprowadza u pacjentów do wirusowego zapalenia i zajęcia sporej części płuc, co - szczególnie w przypadku osób, które mają też inne choroby - jest już bardzo niebezpiecznym stanem.
"Na tę większą śmiertelność ma również wpływ ogólny stan zdrowia populacji w Polsce.
Jesteśmy mało aktywni, dolega nam nadwaga, nieleczona cukrzyca.
Zdarza się, że niektórzy pacjenci chorzy na COVID-19 dopiero po badaniu, wykonaniu testu dowiadują się, że mają cukrzycę"
- powiedział prof. Drobnik.
Podkreślił, że młodsza część populacji, która obecnie jest najbardziej aktywna, w dużej części jest niezaszczepiona, co także ma wpływ na negatywne skutki pandemii.
"Zignorowaliśmy szczepienia, czyli nie ma w naszej populacji tej pierwszej ochrony immunologicznej.
Taka jest prawda, że osoby zaszczepione, nawet gdyby doszło u nich do zakażenia, to jednak mają szansę na łagodniejszy przebieg choroby.
Bez groźby powikłań zatorowo-zakrzepowych. Niezaszczepionym te powikłania zagrażają i mogą doprowadzić do zgonu"
- przestrzegł lekarz.
Badania potwierdziły 18 021 nowych zakażeń koronawirusem – podało w środę Ministerstwo Zdrowia.
Resort przekazał, że zmarło 775 osób z COVID-19, najwięcej w obecnej fali pandemii.
Liczba zakażonych od początku epidemii przekroczyła 4 mln, umarłych 92,8 tys.